Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus ma dziesięć razy większą śmiertelność niż grypa, pandemia szybko nie wygaśnie

Redakcja
Rozmowa z prof. Andrzejem Bednarkiem, kierownikiem Oddziału Nauk Biomedycznych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi na temat epidemii koronawirusa, wizyt na cmentarzu 1 listopada oraz maseczek
Rozmowa z prof. Andrzejem Bednarkiem, kierownikiem Oddziału Nauk Biomedycznych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi na temat epidemii koronawirusa, wizyt na cmentarzu 1 listopada oraz maseczek Archiwum Prywatne
Rozmowa z prof. Andrzejem Bednarkiem, kierownikiem Oddziału Nauk Biomedycznych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi na temat epidemii koronawirusa, wizyt na cmentarzu 1 listopada oraz maseczek.

Od pół roku zmagamy się z epidemią koronawirusa. Na jakim jesteśmy etapie?

Nikt tego nie wie, zwłaszcza w Polsce. W maju stworzyliśmy bardzo konkretny model matematyczny, który jest oparty o proste obliczenia: liczy osób podatnych na zarażenie, liczby osób zarażonych oraz liczbie osób, które wyzdrowiały. Na tej podstawie przygotowaliśmy trzy scenariusze: przy zachowaniu ścisłego reżimu sanitarnego, poluzowaniu tego reżimu, wreszcie przy zniesieniu reżimu. Przy spełnieniu pierwszego scenariusza aby epidemia wygasła lockdown musiałby skończyć się dopiero we wrześniu, w przypadku drugiego występowałaby do końca roku, ale dziennie byłoby nie więcej niż tysiąc chorych, a szczyt zachorowań przypadłby pod koniec listopada. Gdyby obostrzenia nie były przestrzegane, to liczba chorych rosłaby od końca sierpnia, a szczyt przypadłby w październiku. Ten scenariusz się sprawdza z małym przesunięciem, zachorowania zaczęły mocno rosnąć we wrześniu, co ma związek z zakończeniem wakacji, powrotem do szkól, do firm, jest znacznie więcej możliwości przenoszenia wirusa.

Jak długo to jeszcze może potrwać?

To zależy od środków prewencji, jakie zastosujemy. Bez nich zachorowania będą rosły bardzo gwałtownie, można się spodziewać nawet 10 tys. przypadków dziennie. Problem polega na tym, że albo w bardzo krótkim czasie nastąpi wzrost liczby zachorowań, który następnie zacznie wygasać albo zastosujemy prewencję i epidemia będzie się rozwijać w czasie. To rodzi określone skutki społeczne: w przypadku pierwszego scenariusza nie wszyscy będą mogli uzyskać pomoc medyczną. Ten sam algorytm co my zastosowali Chińczycy by analizować przebieg epidemii we Włoszech i Chinach. W przypadku Włoch epidemia wygasłaby, gdyby lockdown został utrzymany do końca lipca. To z kolei było niebezpieczne ze względów społecznych. Zakażenia rosną na całym świecie, chodzi o to, by nie rosły zbyt szybko, tak, by można było pomóc chorym. Na pewno do końca roku będą zachorowania.

Tymczasem przybywa osób, które twierdzą, że pandemii nie ma. W ostatni weekend odbyły się nawet marsze tzw. antycovidowców. To w końcu jest ta pandemia czy jej nie ma?

W naszej części Europy jest szczególna sytuacja, gdyż wiele osób przechodzi chorobę bezobjawowo. W Europie mówi się o nawet 80 proc. przypadków, a w Polsce nawet nieco większej skali zarażeń bezobjawowych. Ale bez względu na wszystko : umiera ok. 1,5 proc. osób z grupy z objawami choroby. Jeśli będziemy mieli tysiąc takich chorych, to 15 z nich umrze. To jest bardzo dużo. Jeśli uda się spowolnić przebieg epidemii, to tym ludziom będzie można pomóc. Widać to na przykładzie krajów, w których epidemia przebiegła w sposób gwałtowny i wymknęła się spod kontroli. Tam trudno było pomóc wszystkim. Musimy pamiętać, że Covid-19 ma dziesięciokrotnie wyższą śmiertelność niż grypa.

Od soboty obowiązkowe jest noszenie maseczek także na świeżym powietrzu. Tymczasem przybywa osób, które twierdzą, że nie dość, że maseczki nie chronią przed zarażeniem, to jeszcze szkodzą zdrowiu. Mają rację?

Są opracowania, z których wynika, że środki ochrony osobistej przynoszą szkodę, gdy używa się ich w okresie wielogodzinnym. To badanie dotyczy jednak pracowników służby zdrowia, którzy mają kontakt z osobami zakażonymi i noszą maseczki przez wiele godzin: 8 -10 dziennie. Skutki zdrowotne nie dotyczą jednak układu oddechowego ale skóry i jej podrażnień. Żadne skutki zdrowotne nie zostały udowodnione przy noszeniu maseczki w przestrzeni publicznej przez 2-3 godziny. Powszechnie mówi się o ryzyku wystąpienia grzybicy płuc, by jednak do tego doszło, musi być kontakt z zarodnikami grzyba, które zostaną wyhodowane w odpowiedniej temperaturze. Najbardziej narażeni są na to hodowcy drobiu, w kurnikach panują odpowiedne temperatury, wilgotność. A to nie dotyczy noszenia maseczek. W kontakcie z innymi ludźmi, w komunikacji miejskiej, zamkniętych pomieszczeniach, a także na zatłoczonych ulicach powinniśmy nosić maseczki. Przed zarażeniem nie chronią natomiast przyłbice, gdyż wirus rozprzestrzenia się w postaci aerozolu i przedostanie się pod przyłbicą. Przyłbica częściowo zablokuje rozprzestrzenianie się koronawirusa gdy nosi ją człowiek rozsiewający wirusa, natomiast mają one niewielkie znaczenie ochronne przed zarażeniem. Najlepiej mieć kilka maseczek i regularnie je prać. Nie należy jednej używać zbyt długo ze względu na bakterie.

Coraz częściej słuchać o kolejnych przypadkach zachorowań wśród uczniów i nauczycieli. Czy nie należałoby wprowadzić nauczania zdalnego czy też nauka powinna odbywać się stacjonarnie?

Dzieci nie są izolowane, po powrocie do domu mają kontakt z rodzicami, dziadkami, w szkołach pracują nauczyciele w różnym wieku. Nie można więc rozpatrywać ich sytuacji w oderwaniu od innych. Faktem jest, że dzieci mają lepsze możliwości zwalczania wirusa, a dużą rolę odgrywa grasica. U ludzi starszych ona zanika. W szkole obowiązuje zachowanie dystansu społecznego, uczniowie noszą maseczki, trudno wymagać tego w domu. Epidemię trzeba kontrolować z zachowaniem jak najszerszego udziału nauki w szkołach, pracy w zakładach i firmach, ale przy wykryciu ogniska choroby należy je izolować. Wówczas w konkretnej szkole czy firmie trzeba przejść na naukę i pracę zdalną.

Chorym coraz trudniej jest wskazać konkretne źródło zakażenia. Czy to znaczy, że tracimy kontrolę nad wirusem?

Z polskich statystyk wynika, że jedna chora osoba mogła zarazić nawet 10 kolejnych, średnio jest to 1,5-2 osoby. Przy rozluźnieniu dystansu społecznego i reżimu sanitarnego wirus zaczął się rozprzestrzeniać w przestrzeni publicznej: w komunikacji, marketach. Trudno więc znaleźć drogę rozprzestrzenia się wirusa, a konsekwencją będzie to, że epidemia wymknie się spod kontroli, czego najlepszym przykładem są Włochy.

Czesi zdecydowali się właśnie na drugi lockdown. Zamknięte są restauracje, szkoły, zakazano picia alkoholu w miejscach publicznych, zgromadzenia ograniczono do 6 osób. Czy Polska również powinna wprowadzić takie ograniczenia?

Trzeba obserwować, co się będzie działo, jak będzie się rozwijała sytuacja. Jeśli zachorowania będą nadal tak rosły, to trzeba będzie pomyśleć o wprowadzaniu kolejnych ograniczeń. Konsekwencje mogą być bowiem bardzo poważne, może zabraknąć lekarzy, miejsc w szpitalach. To nie będzie problem dotyczący tylko koronawirusa, ale także chorób przebiegających w sposób nagły, np. udarów czy zawałów. Jeśli rządzący wiedzą, że pojemność służby zdrowia jeszcze jest na odpowiednim poziomie, to jesteśmy w dobrej sytuacji. W pewnym momencie może dojść do sytuacji, że w ciągu zaledwie 2-3 dni szpitale się zapełnią, tak było we Włoszech, czy w Nowym Jorku. Źródła rządowe podają do publicznej informacji liczbę łóżek i respiratorów, ale nie informują, czy ma je kto obsługiwać. Problemem jest też to, że wystarczy jeden chory lekarz czy jedna chora pielęgniarka, by cały oddział znalazł się na kwarantannie.

A jak jest z tzw. odpornością populacyjną? Czy jest możliwe jej osiągnięcie?

Do końca tego nie wiemy, gdyż dokładnie nie wiemy jak epidemia się rozwija. Wiemy, że dość szybko spada liczba przeciwciał u osób, które przeszły chorobę, ale nie do takiego poziomu, by nie miały żadnej odporności. Jednak, od 5 do 20 proc. osób po przejściu choroby nie wytwarza przeciwciał, które uchroniłyby przed ponownym zachorowaniem. Na podstawie modeli można stwierdzić, że odporność nie utrzymuje się dłużej niż 6 miesięcy, a po 12 miesiącach jest znacznie obniżona, poniżej poziomu ochrony. Natomiast kolejna infekcja może podnieść odporność, zadziała jak dawka przypominająca przy szczepieniu. Niestety, każda choroba zakaźna zbiera śmiertelne żniwo. W przypadku COVID-19 nie mamy ani szczepionki, ani skutecznych leków.

Zbliża się 1 listopada, nie wiemy jeszcze, czy cmentarze zostaną zamknięte. Jeśli tak się nie stanie, to czy w tym roku powinniśmy wybrać się na groby bliskich?

Pamiętam jak wyglądają wejście na cmentarz i okolice w pobliżu nekropolii. To są miejsca, w których nie da się zachować dystansu społecznego. Wirus przenosi się drogą kropelkową, ale można się nim zarazić także przez kontakt, dotknięcie przedmiotów, pieniędzy. To wszystko stwarza ryzyko i dlatego w tym roku wybiorę się na groby bliskich, ale nie 1 listopada, tylko albo parę dni wcześniej albo parę dni później. Robię to dla bezpieczeństwa, nie tylko mojego ale także innych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto